Publikacje:
Artykuł z gazety pt. "Głos Nauczycielski"
RAFAŁÓWKA Z POPIOŁÓW
Podstawówka
w Rafałówce spłonęła w czerwcu ubiegłego roku. Już w kilka dni
po pożarze mieszkańcy utworzyli komitet odbudowy. I dopięli swego.
Inauguracja nowego roku szkolnego stała się więc świętem całej wsi.
A
Zofia Trancygier-Koczuk, podlaska kurator oświaty, którą gościła
wieś, miała za co wyrażać uznanie dla ludzi i miejscowych władz.
Rodzice, zgromadzeni w komplecie, nie kryli radości. Stara szkoła -
wzniesiona jeszcze w latach trzydziestych XX wieku - była drewniana,
skromna i tylko czteroizbowa. Obecna jest murowana, siedmioizbowa
(dodatkowe klasy powstały w miejscu dawnego strychu), nowoczesna - z
estetycznymi sanitariatami i energooszczędnym, olejowym systemem
ogrzewania, regulowanym elektronicznie oraz z podjazdem dla
niepełnosprawnych. Nowy budynek cieszy oko także piękną, oryginalną
architekturą. Satysfakcja mieszkańców jest tym większa, że
decyzja o odbudowie szkoły wisiała na włosku. Bo przeciwko przywracaniu
oświaty w Rafałówce przemawiała... mała liczba dzieci. Przed
pożarem uczęszczało tu wraz z "zerówką" zaledwie 76
uczniów, obecnie - 70. Wiele gmin takie, a nawet większe
placówki pozamykało już dawno i to nie czekając na żaden
kataklizm. Mieszkańcy jednak przekonywali: - owszem, jest niż, ale się
kończy, a ostatnio rodzi się u nas coraz więcej dzieci. We wsi,
oddalonej od Białegostoku tylko o 15 km, osiedlają się także - zgodnie
z najnowszym trendem -" miastowi", których stać na zakup ziemi i
pobudowanie się z dala od wielkomiejskiego zgiełku (z dala, ale
wystarczająco blisko, aby dojechać do pracy w podlaskiej metropolii w
ciągu 15-20 minut). Magnesem są nie tylko tanie działki, lecz także
szkoła. - Gdyby jej nie było, przesiedleńcy z Białegostoku z pewnością
szukaliby innej lokalizacji - twierdzi Genowefa Prus, sołtys
Rafałówki. - Dzięki szkole wieś będzie mogła lepiej się
rozwijać. No i młode małżeństwa z dziećmi nam nie pouciekają. Wśród
eks-białostoczan, którzy osiedlili się w Rafałówce,
postacią numer jeden stał się niewątpliwie Dariusz Drewnowski,
przewodniczący komitetu odbudowy, z zawodu nauczyciel. Wybrał tę wieś
tylko dlatego, że na miejscu jest szkoła, bo ma już trójkę
dzieci, w tym dwoje w wieku przedszkolnym. Nic więc dziwnego, że
zaangażował się w działalność społeczną na rzecz jej odbudowy, notabene
wykorzystując swoje zdolności menedżerskie (obecnie zarządza w
Białymstoku trzema szkołami społecznymi dla dorosłych).
Po pożarze przez rok
dowoził syna do szkoły podstawowej w Białymstoku. Od razu zauważył, że
nauka w przepełnionych klasach miejskich wpływa na dzieci
demobilizująco.
W Rafałówce i innych wsiach podbiałostockich widać też nowe
zjawisko socjologiczne. Migracja mieszkańców do miasta prawie
ustała ze względu na bezrobocie i brak mieszkań (to znaczy mieszkania
są, ale mało kogo na nie stać). Wzrastają więc szanse na utrzymanie się
szkół wiejskich. Był też drugi argument "przeciw" - finansowy.
Ze wstępnego kosztorysu wynikało, że odbudowa pochłonie co najmniej 500
tys. zł. Gminy Zabłudów nie było stać na taki zupełnie
nieplanowany wydatek. Burmistrz Mieczysław Ładny studził więc zapał
społeczników z Rafałówki, uzależniając decyzję o
odbudowie od tego, czy zechcą ją wesprzeć władze centralne. Na
szczęście, wsparły. Ostatecznie odbudowa kosztowała 611 tys. zł, z
których 254 tys. wyłożyło Ministerstwo Edukacji Narodowej i
Sportu, a 36 tys. Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska. Na
termomodernizację. Pozostałe koszty pokryła gmina głównie z
kredytu bankowego i dochodów własnych. Wśród
sponsorów znalazł się także Zarząd Główny ZNP oraz Zarząd
Międzygminnego Oddziału ZNP w Białymstoku. Prezes ostatniego, Jarosław
Kałmucki, wraz z kolegami związkowcami wspierał komitet odbudowy i
nadal służy mu pomocą, m. in. zabiegając o nowych sponsorów, bo
szkoła, choć pięknie odbudowana, to jednak wciąż wymaga dużych
nakładów, przede wszystkim na nowe meble, sprzęt oraz pomoce
dydaktyczne (na razie w klasach znajdują się tylkoławki i tablice). Co
prawda ministerstwo ufundowało szkole w Rafałówce także
pracownię komputerową, ale na razie jest kłopot z podłączeniem do
internetu. We wsi nie ma odpowiednich łączy! Od Telekomunikacji
Polskiej zależy więc teraz, czy uczniowie nowo odbudowanej szkoły, a
przy okazji dorośli posiadacze komputerów, będą mieli
elektronicznąłączność ze światem. Jakie argumenty "za" odbudową
przeważyły? O wzrastającej liczbie dzieci już wspomniałem. Drugi to
postawa rajców Zabłudowa. Takich samorządowców jak oni,
dziś szukać ze świecą. Spośród dziewięciu szkół
podstawowych w całej gminie zlikwidowali tylko dwie i o dalszym
zamykaniu - jak zapewniają - nie ma mowy. Już rok temu, gdy po pożarze
pojawiłem się w Rafałówce (artykuł "Odbudujemy", "GN" nr 39 z 24
września 2003 r.), Kazimierz Grzegorczyk, rolnik z pobliskiej
Słomianki, wiceprzewodniczący komitetu odbudowy, były radny i członek
Zarządu Gminy w poprzedniej kadencji, stwierdził, że wyniki badań
kosztów kształcenia w poszczególnych szkołach wskazują,
iż - wbrew stereotypom - małe placówki wiejskie nie muszą być
horrendalnie drogie. Koszty administracji i obsługi są w nich bowiem
ograniczone do minimum. Nie ma też wydatków na dojazdy,
które w przypadku likwidacji pochłaniałyby dziesiątki tysięcy
złotych. Nie mówiąc już o warunkach do nauki. Zaniedbane dzieci
z biednych rodzin wiejskich mają większe szanse nadrobienia
braków edukacyjnych i kulturowych w małych klasach na miejscu,
nie tracąc po kilka godzin dziennie na dojazdy. Burmistrz Zabłudowa
jest też przeciwny nowej modzie tworzenia małych społecznych
szkół wiejskich prowadzonych przez stowarzyszenia
rodziców. Twierdzi, że zwykle jest to zadanie przekraczające ich
możliwości finansowe, zwłaszcza tu, na wciąż biednej ścianie wschodniej.
Kolejny argument "za" to zapał mieszkańców Rafałówki i
okolic. Mieczysław Ładny przyznaje, że gdyby nie ich naciski, z
pewnością nie spieszyłby się tak bardzo z odbudową, z powodu
której gmina musiała się zadłużyć na wiele lat. Przyznaje
jednak, że gdy rzucił hasło "rozbieramy starą szkołę", natychmiast
zgłosiło się blisko trzydziestu rolników z własnym transportem i
w ciągu tygodnia śladu po niej nie było. Zbiegła się także miejscowa
młodzież, niedawni absolwenci. - Ludzi przygnała radość, że znowu
będzie szkoła - wyjaśnia Genowefa Prus. Gdy na plac odbudowy wszedł
wykonawca, komitet organizował prace społeczne nad uporządkowaniem
terenu wokół szkoły. M. in. wycięto stare, zbyt blisko stojące
drzewa. Sprzedano je, zasilając w ten sposób konto komitetu.
Przygotowano boisko szkolne. Członkowie doglądali też budowy, czy
przebiega sprawnie i terminowo. Robotnicy musieli czuć ich spojrzenia, bo - jak opowiada Dariusz Drewnowski
- żaden nie miał odwagi postać sobie z nogą na szpadlu. W komitecie
odbudowy działała także Edyta Szóstko-Łapińska, młoda
nauczycielka, która po tragicznej śmierci dyrektorki w pożarze
szkoły przejęła jej obowiązki. Dziś - po wygranym konkursie - pełni je
już oficjalnie. Była za odbudową bynajmniej nie z chęci zapewnienia
sobie pracy. - Tu na wsi nikt nie jest anonimowy. Znamy rodziców
i wszystkie dzieci i widzimy, jakie mają potrzeby. Czujemy, że jesteśmy
blisko z mieszkańcami. Dodaje to nam skrzydeł i motywuje do lepszej
pracy - mówi nowa dyrektorka. Edyta Szóstko-Łapińska ma
więc ambitne plany. Chciałaby, aby absolwenci podstawówki w
Rafałówce umieli dyskutować i bronić swoich racji, a nie
siedzieć cicho jak trusie tylko dlatego, że są ze wsi. Pragnie
również, aby szkoła była miejscem pełnego rozwoju dzieci, nie
tylko edukacyjnego, lecz także kulturalnego, artystycznego, sportowego.
Dlatego w swojej wizji szkoły zaplanowała liczne zajęcia pozalekcyjne,
poczynając od koła komputerowego, a kończąc na teatralnym i
dziennikarskim, które będzie wydawało własną gazetę. Warto
dodać, że komitet odbudowy wcale nie rozwiązał się pierwszego września.
- Mamy jeszcze wiele do zrobienia - mówi Dariusz Drewnowski. -
Pragniemy w pełni zagospodarować otoczenie szkoły, między innymi
wyłożyć płytami plac przed budynkiem tak, aby dzieci niezależnie od
pory roku mogły wyjść na przerwę, nie błocąc butów.
Rozważa się nawet pomysł, aby komitet odbudowy działał nadal jako
swoiste lobby, niezależnie od Rady Rodziców. Jego podstawowym
zadaniem byłoby zajmowanie się pracą koncepcyjną nad rozwojem szkoły i
pozyskiwaniem sponsorów. Plany są dalekosiężne. - Przydałaby się
nam duża hala sportowa. I to nie tylko dla uczniów - zwierza się
przewodniczący komitetu odbudowy. Renata Harasimczuk, Renata
Dziemiańczyk, Katarzyna Prus i Tomasz Czołpik, dziś
szóstoklasiści, są zachwyceni nową szkołą, ale tę starą,
drewnianą, do której chodzili pierwsze cztery lata, wspominają z
sentymentem. Gdyby jeszcze mogła żyć dawna pani dyrektor...
WITOLD SALAŃSKI
źródło: http://archiwalna.glos.pl/arch.php?idg=138&id=102401
|
21
LISTOPADA
2010r
C
Z
E
K
A
M
N
A
T
W
Ó
J
G
Ł
O
S
|